niedziela, 17 listopada 2013

ROZDZIAŁ IV

 "Człowiek broni błędów, które kocha." - Seneka Młodszy

 Bellatrix poczuła metaliczny smak krwi. Dotknęła palcem wskazującym ust i ujrzała na nim czerwoną kroplę. Westchnęła. Zawsze, gdy się denerwowała, przygryzała usta. Rzadko kiedy się jednak raniła. Ale ten wieczór był inny niż wszystkie.
 Bella uznała, że to już czas. Tercjusz nie wyznaczył jej dokładnej godziny, ale był późny wieczór, wszyscy przebywali w swoich dormitoriach, choć w większości jeszcze nie spali.
 Dorcas siedziała na swoim łóżku i czytała jakąś książkę. Bella nie potrafiła się na niczym skupić.
 W końcu wstała i związała włosy czarną wstążką. Pojedyncze kosmyki i tak jak zwykle się z niej wysunęły i opadły na twarz Ślizgonki. Założyła swoją czarną szatę, czym zwróciła uwagę przyjaciółki.
 - Gdzie idziesz? - spytała Dorcas.
 - Muszę się z kimś spotkać.
 - Mmm... Czyżby to był jakiś chłopak? - drążyła panna Meadowes.
 - Mężczyzna - poprawiła ją Bella, po czym odchrząknęła.
 - Bawcie się dobrze. Gdzie się spotykacie? W pokoju wspólnym?
 Bella westchnęła.
 - Tak - skłamała. - W pokoju wspólnym.
 Pozostałe dwie współlokatorki z dormitorium zupełnie nie były zainteresowane ich rozmową, więc Bella minęła je bez słowa i wyszła z pomieszczenia.
 Przez cały dzień padało, ale wieczorem ulewa szczęśliwie ustała i Bella nie musiała się martwić, że zmoknie. Gorsze było to, że nad ziemią unosiła się gęsta mgła, która w połączeniu z księżycem w pełni jaśniejącym na nocnym niebie, sprawiała niezwykle upiorne wrażenie.
 Belli udało się niepostrzeżenie wyjść z zamku, co graniczyło z cudem, ale przez lata opracowała wiele sposobów bezszelestnego poruszania się. Została przyłapana na wymykaniu się tylko raz w życiu i nie zamierzała tego powtarzać.
 Błonia Hogwartu wyglądały niczym mroczna łąka. Gdyby Bella z natury nie była dość odważna i gdyby jej nie zależało na spotkaniu z Tercjuszem, prawdopodobnie by zawróciła. Zacisnęła prawą dłoń na różdżce, którą wzięła ze sobą i ruszyła z determinacją w stronę jeziora. Przynajmniej miała nadzieję, że właśnie tam się kieruje, ponieważ mgła znacznie ograniczała jej pole widzenia.
 Było jej zimno. Wszystkie mięśnia miała spięte. Nie wiedziała, czego może się spodziewać. Choć perspektywa zobaczenia się z Tercjuszem była niezwykle ekscytująca, Bellatrix obawiała się okoliczności ich spotkania. Nie wiedziała, dlaczego tak naprawdę Tercjusz zdecydował się  przedstawić ją swemu Panu akurat teraz... Prosiła o to tyle razy, a on zawsze odmawiał. Dlaczego w końcu uległ?
 Wszystkie jej troski minęły jednak, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę. Stał na brzegu jeziora. Światło odbijało się w tafli wody i delikatnie oświetlało jego twarz i brązowe, kręcone włosy. Nie uśmiechał się. Rzadko w ogóle to robił. Ale zobaczyła ten znajomy błysk w jego oczach. Błysk zarezerwowany specjalnie dla niej.
  - Bella - szpenął i skłonił jej się wytwornie. Był jedynym znanym jej człowiekiem, który przestrzegał wszystkich konwenansów i nie był przy tym irytujący.
 Podeszła do niego i pozwoliła się pocałować w dłoń. Nie wytrzymała jednak i zarzuciła mu ręcę na ramiona, przyciągnęła go do siebie. Tercjusz pocałował ją delikatnie, ale po chwili odsunął od siebie dziewczynę.
 - Nie teraz, Bello. Musimy iść.
 Usłuchała go i pozwoliła wziąć się za rękę.
 Zmierzali w stronę Zakazanego Lasu. Czerń nocy zdawała się ich pochłaniać. Ale Bella się nie bała.
 - Dlaczego zdecydowałeś się mnie przedstawić właśnie teraz? - spytała szeptem. - Prosiłam o to całe lato, a ty mi odmawiałeś.
 - Sama się o wszystkim przekonasz - odparł.
 Ta odpowiedź jej zdecydowanie nie usatysfakcjonowała.
 - Co jeśli mu się nie spodobam?
 Tercjusz przystanął na chwilę.
 - Musisz zrobić wszystko, żeby się spodobać. Okazuj mu szacunek. I odpowiadaj tylko tak, żeby słyszał to, co chciałby usłyszeć.
 Bella kiwnęła głową.
 - Cieszysz się? - szepnęła jeszcze.
 Musiała chwilę poczekać na jego odpowiedź.
 - Jesteś jeszcze bardzo młoda. Ale jeśli naprawdę tego chcesz, przydasz nam się - oznajmił. - Ale... Bello, nie będzie odwrotu. Nie chcę, żebyś teraz zawróciła, ale wiedz, że pozwoliłbym ci na to.
 Dziewczyna wstrzymała oddech. Kąciki jej ust się uniosły, a potem odpowiedziała:
 - Nie zamierzam zawracać. 
 Szli przez kilka minut w zupełnej ciszy. Dziewczyna jeszcze tylko raz próbowała się odezwać, ale Tercjusz szybko ją uciszył. Zrobiła naburmuszoną minę i już miała mu coś odpowiedzieć, ale zrezygnowała. Tercjusz był jedną z niewielu osób, z którymi Bella nie lubiła się kłócić.
 Nagle coś się poruszyło. Dziewczyna zacisnęła dłoń na swojej różdżce. Po chwili dopiero dostrzegła, że niewyraźny kształt to człowiek. Ubrany całkowicie na czarno, wtopił się w noc i wyglądał jak cień bez właściciela.
 Cieni było więcej. Stali w półokręgu, pośrodku którego była jeszcze jedna postać. Także odziana w czerń, a jednak wyróżniająca się spośród innych.
 - Panie - powiedział Tercjusz i skłonił się z szacunkiem.
 Bella, widząc to, także się ukłoniła. Jej serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Stał przed nią Lord Voldemort.
 - Tercjuszu - rozbrzmiał władczy głos. - To ona?
 - Tak, mój Panie. O niej ci mówiłem.
 Bella podniosła wzrok na Tercjusza, ale on nie zwrócił uwagi.
 - Jak się nazywasz? - głos Voldemorta był pełen wyższości, ale Belli wydał się hipnotyzujący. Mówił szybko, ale bardzo wyraźnie.
 Dziewczyna, choć pewnie nikt się tego nie spodziewał, podeszła odważnie do Czarnego Pana. Zachowała jednak odpowiedni dystans i opuściła głowę.
 - Bellatrix Black, Panie.
 - No proszę, dziewczyna Blacków.
 Bella usłyszała szelest liści spoczywających na ziemi i wiedziała, że Voldemort zbliżył się do niej na co najmniej kilka kroków. Czuła ekscytację pomieszaną ze strachem. Nasłuchała się wiele o czynach tego człowieka. Wzbudzał jej podziw i wielki szacunek, ale jednocześnie potrafiła sobie uzmysłowić, do czego byłby zdolny, gdyby zrobiła coś nieodpowiedniego.
 - Chciałabyś mi służyć, Bellatrix?
 Bella wstrzymała na chwilę oddech. Przypomniała sobie, co czytała w Proroku Codziennym na temat Śmierciożerców. Usłyszała w głowie plotki szeptane na przyjęciach rodziców. I w końcu przypomniała sobie te noce, podczas których rozmyślała o sobie jako o wojowniczce. Kimś, kto mógłby się przysłużyć czarodziejskiemu światu. Bo przecież to właśnie robią Śmierciożercy, myślała Bella.
 - Bardzo tego pragnę, Panie.
 Wtedy to poczuła. Zakręciło jej się w głowie i prawie się zatoczyła. Zrobiła jej się ciemno przed oczami, a głowa stała się ociężała. Seria obrazów przemknęła przez jej umysł, zrobiło jej się gorąco.
 Aż nagle wszystko minęło.
 Choć nigdy wcześniej tego nie przeżyła, wiedziała co się właśnie stało. Legilimencja. Voldemort zajrzał do jej umysłu. Gdy uzmysłowiła sobie, czego mógł się o niej dowiedzieć, poczuła zażenowanie. Bała się, co sobie o niej pomyśli, ale nie odezwała się nawet słowem.
 - Ciekawe... - mruknął Czarny Pan.
 Wówczas, nim zdążyła to przemyśleć, uniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Usłyszała za sobą dźwięk podobny do jęku, który wydał z siebie Tercjusz.
 Voldemort z początku był oburzony i wściekły. Ale ona z niewyjaśnionego powodu nie odwróciła wzroku. Patrzyła mu w ciemne, nieprzeniknione oczy. Był przystojny. Miał bladą, nieskazitelną twarz i starannie ułożone czarne włosy. Wydawał jej się nieprawdziwy. Bo jak ktoś prawdziwy mógłby wywierać na ludzi taki wpływ i być tak niesamowicie piękny? Bella czuła jednak, że wiernych zwolenników nie zawdzięcza swojej twarzy. Wyglądał niczym książę, ale potrafił zabijać z niebywałym okrucieństwem.
 Lord Voldemort odwzajemnił jej spojrzenie. Choć już zajrzał do jej umysłu, zdawał się znowu ją przenikać. Obserował każdy jej ruch, analizował wyraz twarzy. Może jej się zdawało, ale przez krótki ułamek sekundy, gdy na nią patrzył, jego twarz nieco złagodniała.
 - Udwodnij swoją wartość, Bellatrix, a chętnie zobaczę cię w gronie Śmierciożerców.
 Bella uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
 - Zrobię, czego tylko zapragniesz, Panie.
 - Czekaj na rozkazy. I rozglądaj się. 
 Bellatrix skinęła głową, jednak nie do końca zrozumiała jego słowa.
 - Rozglądać się, Panie? Za czym?
 Słyszała oddech Voldemorta.
 - Za innymi, którzy są gotowi być na moje rozkazy.
 - Oczywiście, Panie.
 Na moment zapadła niczym nieprzerwana cisza. Bellatrix obserwowała już nie tylko Voldemorta, ale i Śmierciożerców, których twarze skrywały jednak maski. Starała się sobie wyobrazić siebie jako jedną z nich, a wizja jej się podobała.   
 - Zabierz ją, Tercjuszu - odezwał się nagle Czarny Pan. - Od teraz ty odpowiadasz za nią i jej czyny.
 - Tak, Panie.
 Nie minęła nawet chwila, a Bellatrix poczuła uścisk dłoni Tercjusza, który złapał ją za ramię i odsunął od Czarnego Pana. Czuła rozczarowanie. Sądziła, że Lord Voldemort jeszcze coś do niej powie. Ale on nic już nie dodał, tylko zniknął, a wraz z nim Śmierciożercy.
 Bella i Tercjusz zostali sami w Zakazanym Lesie.
 - Zachowałaś się poufale - powiedział Tercjusz.
 Bella nie poczuła się urażona, ani zbesztana. Właściwie nie czuła nic, nawet gdy na niego spojrzała.
 - Ale przecież jemu się to podobało, prawda? - zapytała, ale wcale nie oczekiwała odpowiedzi.
 Pozwoliła się odprowadzić do granicy Zakazanego Lasu. Mgła wciąż była gęsta i Bella widziała tylko zarys murów Hogwartu.
 - Wrócę do ciebie - szepnął jej do ucha. - A kiedy w końcu skończysz naukę w tym cholernym zamku, ożenię się z tobą, Bello.
 Dziewczyna uniosła gwałtowanie głowę. Ściągnęła brwi i rozchyliła usta, a serce w jej piersi zabiło mocniej.
 - Co powiedziałeś?
 - Że chcę się z tobą kiedyś ożenić.
 Bellatrix oderwała od niego wzrok i nie odezwała się.
 - Nic nie powiesz? - spytał Tercjusz.
 Ale ona nie wiedziała, co powiedzieć. Dotknęła dłonią jego policzka, po czym odwróciła się gwałtowanie i nie zwracając uwagi na jego pełen zaskoczenia głos, udała się w stronę Hogwartu. 
 Mijając cicho wejście do Wielkiej Sali, podskoczyła, gdy za nią rozległ się bardzo znajomy głos:
 - Panno Black, co pani tutaj robi o tej porze?
 Bella obejrzała się za siebie i ujrzała Albusa Dumbledore'a. Zmrużyła oczy. Już czuła nadchodzące kłopoty.
 - Ja tylko...
 Nim zdążyła cokolwiek wymyślić, stary czarodziej podszedł do niej.
 - Mam nadzieję, że nie robiła pani nic nieodpowiedzialnego.
 - Nie, panie profesorze.
 Dumbledore wpatrywał się w nią uważnie, ale nie wydawał się wściekły. Miała wrażenie jakby czytał z niej, niczym z otwartej księgi, przez co czuła się niekomfortowo i była niespokojna.  Co mogliby jej zrobić za spotkanie z Voldemortem i Śmierciożercami?
 - Uważam, że stosownie byłoby z pani strony udać się teraz do swojego dormitorium - powiedział Dumbledore.
 Bella odetchnęła w duszy.
 - Oczywiście, profesorze.
 Już się odwróciła, by pójść w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów, gdy Dumbledore ponownie się odezwał:
 - Panno Black. Liczę, że nie robi pani nic, czego będzie pani żałować. Szkoda byłoby marnować taki talent czarodziejski na czyny... nieroztropne.
 - Nie musi się pan martwić, profesorze - odparła uprzejmie.
 Czarodziej skinął głową i życzył jej dobrej nocy. 
 - Nie będę żałować - szepnęła do siebie, gdy Albus Dumbledore już jej nie słyszał.
 Przechodząc przez pokój wspólny Slytherinu była tak zamyślona i rozemocjonowana zajściami całego wieczoru, że nie zauważyła postaci skrywającej się w cieniu tuż przy wejściu do męskich dormitoriów.
 Rudolf Lestrange bardzo pragnął się dowiedzieć, gdzie Bellatrix wymknęła się tamtego wieczoru. Jednak nie odezwał się. Przypatrzył się jej tylko z ukrycia, ale twarz dziewczyny jak zwykle nie zdradzała żadnego z jej sekretów.
 Bellatrix była dla Rudolfa chodzącą tajemnicą. 

***

Witajcie kochani! Dziękuję Wam za zostawiane komentarze. Cieszę się, że opowiadanie się Wam podoba i mam nadzieję, że ten rozdział Was nie zawiódł. Wiem, że występuje w nim tylko Bella, ale z racji tego, że opisuję punkt zwrotny w jej życiu, postanowiłam oddać jej w całości jeden rozdział opowiadania. Andromeda i Narcyza będą najważniejsze następnym razem, obiecuję. :) Długo pracowałam nad spotkaniem Belli i Voldemorta. Chciałam, żeby ta scena była udana. I tak nie jest tak jak to sobie wymarzyłam, ale mam nadzieję, że choć trochę spełniłam Wasze oczekiwania.

Pozdrawiam Was serdecznie i proszę o szczere opinie!